Jako że urodziny mojego Lubego już jutro, pomyślałam sobie, że podrzucę Wam garść fajnych pomysłów na nietuzinkowe niespodzianki, które możecie zrobić swoim mężom/narzeczonym/chłopakom. Tylko wiecie…trzeba zachować niejaką ostrożność, bo z własnego doświadczenia wiem, że niektóre z tych moich pomysłów niemal przyprawiły mego Ślubnego o zawał. Dlatego lojalnie ostrzegam: dawkujcie z głową, nie stosujcie kilku na raz, no i nie za często, bo się przyzwyczai 😉
Ja niestety jestem strasznie dziwnym osobnikiem w materii organizowania imprez. Gdy tylko usłyszę słowo: urodziny, to dostaję jakiejś takiej dziwnej gorączki mózgu. Takiej, że wiecie: milion pomysłów na sekundę, zero opcji zapanowania nad tym, a co gorsze, w tym momencie nie ma dla mnie rzeczy niemożliwych. Jednym słowem: sky is the limit. Można by to podciągnąć też i o inne sfery w moim życiu. Pamiętam na przykład jak przygotowywałam z moimi dzieciakami z pracy przedstawienie na festiwal teatralny i w którejś ze scen w opisie przeczytałam, że babcia (ta z Czerwonego Kapturka) siedzi na fotelu bujanym. I ja sobie wtedy myślę: wow! Taki fotel bujany na przedstawieniu to by dopiero był czad. No i co? Oczywiście, że w naszym przedstawieniu był fotel bujany. Nie pytajcie nawet jak go załatwiłam, skąd pożyczyłam, jak przydźwigałam i jak duży udział w całym tym przedsięwzięciu miał mój Mąż. Aha, a scenografię do przedstawienia robił nam cudowny grafik pracujący w którejś telewizji, no bo przecież musiała być najlepsza z najlepszych. Żadnych tam półśrodków. Żeby pokazać Wam skalę tego zjawiska, dodam jeszcze tylko, że wspomniane wyżej fotel (naprawdę spooorych rozmiarów) i wielka scenografia jechały razem z całą moją trupą teatralną maleńkim busikiem na festiwal do Łodzi. Można? Można! Zapomniałam dodać, że zgarnęliśmy wszystkie możliwe nagrody, także czasami to moje szaleństwo ma też i pozytywne skutki 🙂
Ale wiecie, tłumaczę to sobie tym, że „każdy ma jakiegoś bzika”, no a mi w udziale przypadł akurat bzik urodzinowy. No ale co poradzę? Muszę z nim jakoś żyć 🙂
Dobra, to teraz do rzeczy (Zdjęcia pochodzą z naszego „rodzinnego archiwum”, niektóre są nawet z 2007 roku, także musicie wybaczyć mi ich jakość. Ale przecież nie o jakość zdjęć chodzi, tylko o wspomnienia, które w nas wywołują). Pomysły:
ZAMIAST PREZENTU, ZAFUNDUJ SWOJEMU LUBEMU PRZEŻYCIE
Dosyć często zamiast zwykłego prezentu, staram się Mężowi „zaserwować” na urodziny jakieś przeżycie. No bo wiecie…prezent schowa się do szuflady, albo się go zużyje (jeśli są to na przykład perfumy), albo szybko się o nim zapomni, no a takie przeżycie, to jednak zawsze pozostanie w pamięci, a z takich właśnie wspomnień tworzy się najlepsze relacje z bliskimi.
GOKARTY
Pierwszym takim prezentem-przeżyciem była jazda na torze gokartowym. Do tej pory wspominamy z sentymentem, bo się żeśmy wtedy wybawili jak dzieciaki normalnie. Adrenalina i chęć wygrania na poziomie Wieży Eiffela. Raz udało mi się nawet wygrać 🙂 Polecam bardzo.
KURS ROBIENIA SUSHI
Był też kurs nauki robienia sushi. I tu przy okazji sama sobie też zrobiłam prezent, bo na kurs poszliśmy we dwójkę. Podczas kilku wspólnie spędzonych godzin poznaliśmy tajniki tego japońskiego dania. Było arcyciekawie. A co najważniejsze, kurs zakończył się prawdziwym sukcesem, bo potem przez kilka lat sami robiliśmy sobie sushi w domu. Ba! Nawet kolega, który przyszedł kiedyś do nas na jedną z takich serwowanych przez nas sushiowych kolacji, stwierdził że to sushi, którego tak strasznie wcześniej nie lubił jest naprawdę zjadliwe. Co więcej, przekonał się do niego do takiego stopnia, że potem z żoną jedli już je regularnie. Mieliśmy w tym swój niemały udział. Kasiu i Tomku, pozdrawiamy 😉
Poniżej zdjęcie z 2010 roku, a na zdjęciu jedna z naszych kolacyjek, także wiecie…nauka nie poszła w las.
KURS DOSKONALENIA JAZDY
Kolejne przeżycie, które podarowałam Mężowi, to był kurs doskonalenia jazdy samochodem. Ależ on wrócił zadowolony! Jeszcze przez kilka kolejnych tygodni jarał się tym z jaką prędkością jeździł, w jakich warunkach, no i w ogóle był już znawcą ekstremalnej jazdy bez trzymanki.
POJEDYNEK FERRARI VS. LOTUS
Potem już we trójkę pojechaliśmy na kolejne przeżycie. To znaczy ja i Marcel byliśmy tylko obserwatorami, a Tatunia korzystał z prezentu. Tym razem była to przejażdżka Ferrari i Lotusem. Widzieliście kiedyś uśmiech dziecka na twarzy dorosłego? Bo jak tak. Właśnie wtedy 🙂 To był najlepszy dowód na to, że tego typu prezenty są naprawdę wyjątkowe.
Mina jak wsiadał do Ferrari – bezcenna 🙂
Pasuje mu to Ferrari, no nie?
W sumie ja też dosyć dobrze się w nim czułam 🙂
A Marcynio wybrał Lotusa.
Taki słodki malutek wtedy z niego był.
W tym roku mój Ślubny oprócz butelki whisky, którą sam sobie zresztą wybrał (bo ja się na tym kompletnie nie znam) również dostanie przeżycie. No ale z wiadomych powodów na razie nie mogę Wam zdradzić co to będzie. Dam natomiast znać czy mu się podobało 🙂
TATUAŻ
Teraz pomysł-petarda: tatuaż…z imieniem ukochanego. Mina wtedy-jeszcze-nie-męża bezcenna. Nie mógł z siebie chłopak słowa wydusić. Jeszcze chwila ściemniania, że tatuaż jest prawdziwy (a nie z henny) i by biedak padł na zawał. No bo umówmy się…niby fajnie, niby spoko, ale żeby już do końca życia przy każdym zdjęciu bluzki, czy wyjściu na plażę, wszyscy wkoło oglądali dziarę z Twoim imieniem na barku żony/dziewczyny/narzeczonej czy kogokolwiek, to już jednak nie są przelewki. W razie jakiejś wtopy, potem trzeba by zamieniać takie imię na jakiegoś Indianina na przykład 🙂 Także raz Męża nastraszyłam i koniec! Nigdy więcej żadnych tatuaży.
NIESPODZIANKA BALONOWA ALBO NAPISOWA (albo mix obu)
Naszą maleńką tradycją jest też to, że często gęsto, Pan Mąż w dzień swoich urodzin po wstaniu rano (albo po powrocie z pracy) napotyka w dużym pokoju jakąś niespodziankę. Czasami są to balony z jakimś miłym napisem, czasami banerek też z napisem. Różnie to już bywało. Ale skutek zawsze ten sam: banan…od ucha do ucha. Tutaj kilka zdjęć wspo-minek. Największy hardcore był z tym balonowym napisem kiedy poszliśmy go „zainstalować” na górkę niedaleko placu zabaw, żeby zrobić to zdjęcie. No mówię Wam: cyrk. To jedyne co mi przychodzi do głowy na to wspomnienie. Nadaktywny dwulatek plus mega silny wiatr plus 22 napompowane balony plus wózek plus 2 patyki. Możecie to sobie wyobrazić? Po tym zajściu byłam chudsza o jakieś 5 kilo 🙂 ale warto było! Wspomnienie genialne, a i uśmiech połączony ze zdziwieniem i podziwem na twarzy Tatuni – znowu bezcenny.
Za którymś razem do pomocy poprosiłam mojego sąsiada Rafała. Balonów było dużo i trzeba je było przechować do późnych godzin nocnych (zanim Pan Mąż nie poszedł spać). Jak już przywiozłam windą balony, to do każdego z nich doczepiłam jakieś nasze fajne zdjęcie-wspomnienie. Jak Mąż zobaczył rano pokój cały w balonach i ze zdjęciami, był w szoku. Efekt WOW gwarantowany 🙂 A wyglądało to tak:
ŚMIECHOWY TORT
Kolejnym fajnym pomysłem na prezent-niespodziankę jest śmieszny tort. Ale to dobry prezent dla wielbicieli słodkości. Mój mąż nie jest fanem tortów, ale pokażę Wam fantastyczny tort, który zamówiliśmy na 29 urodziny naszego kochanego wujka Kamila. Tort zrobił prawdziwą furorę na urodzinach. Chłopcy nie wiedzieli czy łapać za blondynę czy brunetkę.
Tort wykonała najzdolniejsza z najzdolniejszych – Agnieszka (której cuda możecie zobaczyć TU)
IMPREZA-NIESPODZIANKA
Na koniec chyba ten najbardziej oczywisty i popularny prezent czyli impreza-niespodzianka. Niestety tylko raz udało mi się taką zorganizować mojemu Mężowi. A szkoda. Najpierw wybrałam baaardzo fajny bar na Starówce, potem w całe przedsięwzięcie wciągnęłam około 2o znajomych Męża. Kolega niby wyciągnął Męża tylko na piwo, łazili sobie po Starówce, kiedy „nagle”, zupełnie „niespodziewanie” weszli do miejsca, gdzie wszyscy na niego czekaliśmy. Szał! Było: niespodzianka! (jak na filmach), było „sto lat!”, były balony i cała reszta potrzebna do świetnej zabawy, czyli przede wszystkim ludzie, bez których w życiu nie udało by mi się zorganizować czegoś podobnego. Pełna konspiracja. Było super! Przez kolejny miesiąc wtedy-jeszcze-nie-mąż dziękował mi codziennie za tą niespodziankę. Zdjęć z tej imprezy niby mam dużo, ale chyba żadne nie nadaje się do pokazania na blogu 😉 Do domu wróciliśmy po 6 rano (zaliczając oczywiście obowiązkowego poimprezowego kebsa), więc imprezę można spokojnie uznać za naprawdę udaną.
Teraz Wasza kolej! Pochwalcie się jakie Wy zorganizowaliście prezenty-niespodzianki dla swoich drugich połóweczek 🙂 Chętnie poczytam i pooglądam Wasze zdjęcia.
Obrazek główny pochodzi ze strony: biegunsport.pl
Jak zobaczylam ten tatuaz zanim przeczytalam to sama mialam zawal 😄reszta pomyslow super 😄😄😄
Hej, bardzo ajne pomysły. Sama jestem fanką przeżyć zamiast kolejnych rzeczy do szuflady. Polecam FlySpot dla cchcących spróbować akrobacji oraz skok ze spadochronem. Mój lubi tematykę broni więc dostał nie raz karnet na strzelnicę a ostatnio kurs snajperski z grupą GROM. 😊
Witaj na Gwiazdkach, Gosiu 🙂 Świetny pomysł z tym Flyspot. Nasz sąsiad dostał na urodziny i też był pod wielkim wrazeniem. Spadochron u nas odpada, bo mąż ma lęk wysokości. Chciałam go kiedyś namówić na lot balonem, to mi zapowiedział, że prędzej trupem padnie niz do niego wejdzie 🙂 Muszę znaleźć kogoś innego kto ze mną poleci 🙂
Mam dla Ciebie chętnego do polecenia 😉 Mój brat który jest pilotem balonowym 🙂
Super artykuł! Dokładnie takie same prezenty robię mojemu lubemu od paru ładnych lat 🙂 W tym roku wykorzystam chyba pomysł z fajnym tortem oraz zabiorę mojego połówka na wspólny masaż tajski do profesjonalnego salonu i może na jakieś rozrywki w rodzaju kręgle, bilard… Taki wieczór atrakcji 😉 Dziękuję za inspiracje!
P.S. Mała uwaga, bo widzę, że też ci się udzielił ten błąd jak połowie polskiego internetu 😉 Słowo „także” znaczy „również”. Używałaś go wielokrotnie zamiast „tak, że” które ma zupełnie inne znaczenie, bliższe słówku „więc”. Np. „No więc widzisz…”, „Tak, że widzisz…” 🙂
Cieszę się niezmiernie, że udało mi się coś podpowiedzieć 🙂 W tym roku mój Luby dostał karnet na Flyspot. Sama nie mogę się juz doczekać, żeby zobaczyć go latającego 🙂